Podzielę się z Wami historią, którą chciałam Wam opowiedzieć już w środę, ale z bólu poskładało mnie w kostkę i nie miałam rączek żeby pisać na klawiaturze.
Otóż we wtorek udałam się w podróż sentymentalną w rodzinne strony Moma. Jak się okazało na miejscu zamiast wypełnić serce wspomnieniami, wypełniłam żołądek buncem i malinami z przydomowego ogródka.
Wchodzę przez "dolne" drzwi na tzw. boisko (do dziś nie mam pojęcia co to za część domu - taka sień prowadząca do piwnicy?) i patrze na ziemi leży przewrócone pudełko, obok kocica i maleńka kicia. Błyskawicznie przekalkulowałam sytuacje - mała kicia wypadła z pudełka, czym prędzej odwróciłam je wyścielając szmatkami tworząc wysokiej klasy koci penthouse i ulokowałam w nim małe kocie a kocica to już błyskawicznie sprawę rozkminiła. W radości pobiegłam do dziadka, że nic nie powiedział, że jest mała kicia. Dziadek na to, że jaki kot? Ja, że taka malizna, że na oczy patrzy wiec z tydzień ma na pewno. Dziadek, że niby skąd jak żadna w ciąży nie chodziła? I konsternacja.
Udaliśmy się na oględziny, przy bliższym poznaniu okazało się, że kicia jest trefna a mianowicie ma 3 normalne łapki a czwarta to niedorozwinięty kikutek. Prawa natury na wsi są proste - jesteś trefny to wypad. Za pewnie nasza kocica znalazła porzuconą bidę, a że wyglądał identyko jak ona stwierdziła, że nie będzie problemu. Najlepsze jak inne koty zaglądały do jej pudełka i robiły oczy jak pięć złotych pytając "Skąd masz????", a ona siedziała obejmując dzieciaka łapką i na pewniaka - "No co wy, moje przecież!".
Sprawa nie była jednak załatwiona, kocica musiała zyskać aprobatę dziadka. Biegała, łasiła się i wymiałczywała argumenty, że to znajda, że identyczne, że nie będzie problemu, brak plotek czy afery na wsi.
I tak o to zyskaliśmy pierwszego kocioznajdę kalekę.
Pozdrawiam
Jednorożek Zmartwychrożek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz